Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Medytacja jako samo-poddanie

Przyszli do Jezusa saduceusze, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i pytali Go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: „Jeśli umrze czyjś brat i pozostawi żonę, a nie zostawi dziecka, niech jego brat pojmie ją za żonę i wzbudzi potomstwo swemu bratu”.

Otóż było siedmiu braci. Pierwszy pojął żonę, a umierając, nie zostawił potomstwa. Drugi ją pojął za żonę i też zmarł bez potomstwa; tak samo trzeci. I siedmiu ich nie zostawiło potomstwa. W końcu po wszystkich umarła także kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc, gdy powstaną, którego z nich będzie żoną? Bo siedmiu miało ją za żonę».

Jezus im rzekł: «Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie. Co się zaś tyczy umarłych, że zmartwychwstaną, to czy nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa o krzewie, jak Bóg powiedział do niego: „Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba”? Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych. Jesteście w wielkim błędzie». (Mk 12, 18-27)

Kiedy po raz pierwszy, rano przeczytałem ten fragment Ewangelii przypisany dzisiejszej liturgii słowa, pomyślałem sobie: „Co to za Ewangelia? O jakichś mężach i żonach przed śmiercią i po śmierci? I jak ja mam do tego napisać komentarz do medytacji!?” I w pierwszym odruchu pomyślałem, znajdę sobie jakiś lepszy fragment, bardziej przystający do medytacyjnej rzeczywistości. Najpierw pomyślałem o pierwszym czytaniu z dnia dzisiejszego, ale tamto jest jeszcze gorsze. I z takim nastawieniem poszedłem na Eucharystię. A kiedy po raz kolejny usłyszałem tę dzisiejszą Ewangelię, Pan położył rękę na moim sercu, przynosząc pokój.  A wtedy wszystko się poukładało. Bo w końcu, to On chce przemawiać przeze mnie a ja jestem tylko narzędziem. I choć już wielokrotnie to przerabiałem, to wciąż wracam do tego błędu. A o tym właśnie mówi dziś Jezus w Ewangelii: „Jesteście w wielkim błędzie”. (Mk 12,27)

Wspominam o tym, bo to dobre odzwierciedlenie dzisiejszej Ewangelii. Im bardziej próbujemy spoglądać na Pana Boga i Jego działanie z ludzkiego punktu widzenia, tym łatwiej narazić się na błądzenie. A delikatnie mówiąc, to mało komfortowa sytuacja usłyszeć – sądząc, że jest się osobą religijną i pobożną – „jesteś w wielkim błędzie…”

Ostatnio, przy okazji rozważań o Trójcy Świętej pisałem jak bardzo ulegamy pokusie stwarzania Boga na nasz obraz i podobieństwo, pasującego do naszych schematów myślenia i naszych oczekiwań.  Czujemy się lepiej, bo wmawiamy sobie, że dzięki temu lepiej znamy Pana Boga.

Wiara natomiast zawsze zaprasza nas do zgody na tajemnicę. Do podróży, która wymaga od nas, abyśmy tym bardziej im bardziej postępujemy na drodze wiary, porzucali zarówno własne wyobrażenia o Bogu, jak i własne wyobrażenia o nas samych. Ale jak słusznie pisze o tym o. Richard Rohr: „Nie możemy tego dokonać ani w naszej głowie, ani też samodzielnie. To dokonuje się nam za sprawą działania w nas łaski, na którą się otwieramy!” Praktyką, która nam w tym niezmiernie pomaga jest medytacja monologiczna. Jak już niejednokrotnie mówiono – jest ona poprzez swoje ubóstwo formy pewnego rodzaju wyjściem na pustynię, gdzie jesteśmy zaproszeni do pozbycia się swoich wyobrażeń i wewnętrznego ogołocenia na rzecz łaski, którą Bóg pragnie nas wypełnić w swoim Duchu. Dzięki temu medytacja, poprzez całkowite powierzenie się Jezusowi, którego imienia przyzywamy w tej praktyce, pozwala nam odkrywać naszą prawdziwa tożsamość.

Naturalnym doświadczeniem jest to, że porzucanie naszych wyobrażeń o sobie samym i o Bogu zawsze wiąże się z lękiem i niepewnością. Pozbawiamy się bowiem w ten sposób pewnych intelektualnych podpórek i zabezpieczeń, które choć błędne dają nam iluzoryczne oparcie. Tymczasem doświadczenie medytacji odkrywa przed nami prawdę, że tylko Bóg może nas poprowadzić w głębię prawdziwej wiary a to co my możemy zrobić, to porzucić wszystko, co wypełnia nasze umysły i serca, przeszkadzając Bogu w tym, by On je wypełnił swoją jedynie łaską i mądrością.

Jest piękne zdanie, które znalazłem w jednej z książek ojca Rohara, pod którym podpisuję się obiema rękami: „Osobiście uważam, że Ewangelię (i w ogóle religię a także wiarę) – szczególnie w zachodniej Europie – przekształciliśmy w system samokontroli. W Ewangelii jednak – jestem o tym głęboko przekonany – chodzi bardziej o samo-poddanie” [Prosta sztuka odpuszczania s. 25]

I tego właśnie uczy nas medytacja monologiczna.