Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Moc Słowa

Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego. Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie, jeżeli nie duch, który jest w człowieku? Podobnie i tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. Otóż my nie otrzymaliśmy ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania dobra, jakim Bóg nas obdarzył. A głosimy to nie za pomocą wyszukanych słów ludzkiej mądrości, lecz korzystamy z pouczeń Ducha, przedkładając duchowe sprawy tym, którzy są z Ducha. (1 Kor 2, 10-14)

Lektura historii zbawienia przywołanej na kartach Pisma Świętego przyzwyczaiła nas, że moc Słowa Bożego zazwyczaj przejawiała się widzialnie. Ale nie zawsze tak jest. Doświadczenie medytacji przekonuje nas, że słowo działa także w sposób niewidzialny a przynajmniej nie zawsze dostrzegalny dla nas i dla naszych zmysłów.

Działanie Ducha – jak zapewnia nas św. Paweł – dokonuje się często delikatnie, w ciszy, nie naruszając naszej wolności. I jak zapewnia dalej św. Paweł by opisać działanie Ducha nie trzeba wyszukanych słów ludzkiej mądrości. Synonimem tej prawdy jest prostota wezwania, które towarzyszy medytacji monologicznej. To może być jedno słowo lub jedno zdanie niosące jednak ze sobą wielką moc i wielkie znaczenie.

Potęga słowa, po które sięgamy w medytacji bierze się stąd, że sam Jezus, którego obecności przyzywamy w tej modlitwie jest Słowem wszechmocnym, przez które świat został stworzony. Od tej prawdy Apostoł Jan rozpoczyna głoszenie swojej Ewangelii. Prawdę tę głosi też św. Paweł, gdy pisze: „W Nim wszystko zostało stworzone – i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne (…). Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie”. [Kol 1, 16-17]

Jego słowo jest przede wszystkim Słowem Bożej miłości i jako takie przychodzi do nas w medytacji.

Kiedy doznajemy mocy słowa Bożego, jako owocu praktyki medytacji, to jest to zawsze przejaw tej wszechmocnej miłości, którą zostaliśmy ogarnięci w Jezusie Chrystusie. „Żywe jest słowo Boże, skuteczne – czytamy w Liście do Hebrajczyków –  ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikający aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (Hbr 4,12).

Zarazem wszechmocne Słowo Boże jest pokorne. Jezus czeka na to, że Go zaprosimy do siebie – do naszego wnętrza i do naszego serca. Przypomnijmy słowa Pana Jezusa z Apokalipsy św. Jana: „Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3,20).

Każda medytacja jest takim zaproszeniem Jezusa do naszego serca. Jest otwieraniem drzwi dla Jego mocy, ale jest także uczeniem się pokornego obcowania ze słowem. Wymaga ono od nas całkowitego powierzeni się jego działaniu i prowadzeniu, choć nie wiemy dokąd nas ono poprowadzi i przez jakie doświadczenia każe nam przejść. Postawa pokory jest fundamentalna dla praktyki medytacji, żeby móc cieszyć się jej owocami.

Pokory wymaga od nas również trwanie w ciszy, z którą współczesny człowiek często ma kłopot, której często nie szanuje i przed którą ucieka, lecz to ona jest naturalnym środowiskiem wsłuchiwania się w Słowo Boże i jego oddziaływania na nas. Cisza jest przestrzenią, w której wchodzimy w kontakt z naszym sercem a przez to w kontakt z prawdą o Bogu i o sobie. Kontakt, który dokonuje się bardziej na płaszczyźnie serca niż na płaszczyźnie rozumu, którego aktywność nieco wyciszamy w medytacji sprawia – zgodnie ze słowami św. Pawła – że możemy korzystać wprost z pouczeń Ducha nie przefiltrowanych przez nasz intelekt. To właśnie dlatego praktyka medytacji uczy nas powoli, ale wytrwale przedkładać sprawy ducha nad sprawy ciała i materii nie tylko w czasie medytacji, ale też w codziennym życiu.