Warszawska grupa medytacji chrześcijańskiej

Porażka przekuta w zwycięstwo

Jezus zaczął wskazywać swoim uczniom na to, że musi udać się do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku».

Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?

Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi i wtedy odda każdemu według jego postępowania». (Mt 16, 21-27)

Kardynał Stefan Wyszyński – można powiedzieć, że błogosławiony, bo jego wyniesienie na ołtarze jest przesądzone, choć  zostało jedynie opóźnione przez pandemię – w swoich Zapiskach więziennych, będących diariuszem z czasu uwięzienia go przez komunistów wspomina sytuację, która miała miejsce tuż przed jego aresztowaniem w 1953 roku. Kiedy wychodził po liturgii z warszawskiej katedry, ktoś wręczył mu obraz uwięzionego Chrystusa. Kardynał mocno zapamiętał szczegół z tego obrazu, którym były skrępowane ręce Pana Jezusa.

Już po uwięzieniu obraz ten stał się dla niego symbolem jego własnego losu. Ale właśnie to doświadczenie prześladowania i pozornej porażki zaowocowało planem wielkiej narodowej nowenny, która wlała w serca Polaków nowy duchowy impuls.

W dzisiejszej Ewangelii Jezus daje uczniom zapowiedź wydarzeń, które mają nastąpić. Mówi, że uczeń Chrystusa musi liczyć się z tym, że za swoją wiarę i wierność Ewangelii może doświadczyć odrzucenia, cierpieniu a nawet śmierci. Apostołowie, nie tylko nie rozumieją tych słów, ale można powiedzieć wręcz, że rodzą one w nich bunt. Wyrazicielem ich uczuć jest Piotr: „Panie, niech Cię Bóg broni!”.

Królestwo Boże, które sobie wymarzyli, nie mogło być zbudowane na odrzuceniu, cierpieniu i śmierci. Wręcz przeciwnie, królestwo to powinno być królestwem triumfu. Czasy mesjańskie w wyobrażeniu każdego Żyda miały być czasem zapłaty za lata niewoli i pohańbienia narodu izraelskiego. Mesjasz, którego tak długo oczekiwali, miał przynieść im wolność i dostatek. Dlatego tak trudno było apostołom zgodzić się z zapowiedzą Jezusa.

Tymczasem to, co Apostołom  wydaje się być „porażką” Chrystusa jest kluczowym doświadczeniem chrześcijaństwa. Dzisiaj wiemy dobrze, że bez Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Bez królestwo Boże byłoby tylko utopią, a Jezus co najwyżej rewolucjonistą. Owa „porażka” widziana oczyma Apostołów jest potrzebna, by zrobić miejsce Bogu.

Prorok Jeremiasz i Piotr Apostoł nie mają łatwo z Panem Bogiem, choć obaj zdecydowali się pójść za Nim i Jemu służyć.

Bohater pierwszego czytania od długiego już czasu głosi potęgę Boga i wzywa swój naród do nawrócenia. Jest zmęczony ciągłym napominaniem grzeszników. Jego proroctwa denerwują ludzi, więc kolejny raz wszystkich ma przeciwko sobie.

Piotrowi, choć dopiero od niedawna jest wyznawcą Chrystusa wydaje się, że wie lepiej od samego Mistrza, jak powinny wyglądać dzieje Mesjasza.

Obaj patrzą bardzo po ludzku. Jeremiasz i Piotr wpadli w pułapkę.

Ileż to razy ulegamy opinii innych ludzi? I nie chodzi tu jedynie o ich wpływ na nasze codzienne życie, ale o naszą wiarę. Warto zapytać siebie: Ile razy trudno nam było się przyznać do naszej wiary przed innymi? Albo: Czy nie zdarza nam się ulegać ludzkiej kalkulacji? Nawet w sprawach Bożych? Czy to nie zabija gdzieś w nas wielkoduszności?

Świętemu Pawłowi ów problem też nie był obcy. Ten, który walczył z chrześcijanami, od chwili nawrócenia potrzebował około dziesięciu lat, by podjąć trud głoszenia Jezusa Chrystusa. Paweł wie, co trzeba w sobie zmienić: „Proszę was, bracia, (…) abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża”.

Słowa Pawła to zaproszenie do wolności. Do ciągłej pracy i przyglądania się sobie, czy rzeczywiście to, co robimy, służy Bogu, czy może zaspokajaniu naszych ambicji i zachcianek? To jednocześnie ostrzeżenie przed szatanem, który skrzętnie potrafi wykorzystać naszą nierozwagę.

Paweł Apostoł pisze dziś też o roli ciała. Warto się na chwilę zatrzymać na tej pawłowej antropologii, którą znajdujemy w jego listach. Ciało dla chrześcijanina jest „narzędziem zbawienia”. Wcielenie Boga jest niczym innym dla św. Pawła, jak dowartościowaniem ludzkiego ciała. Nie jest przeszkodą w drodze ku zbawieniu, ani jedynie więzieniem dla duszy – jak sugerowała filozofia grecka, z którą św. Paweł polemizował.

Ciało ludzkie jest istotną, wcale nie gorszą, częścią człowieka, jako całości. Zasługuje, więc na taki sam szacunek, jaki należy się duszy. Dusza i ciało są, bowiem współzależne. Dusza korzysta ze zdrowego ciała: „w zdrowym ciele, zdrowy duch” – to przysłowie znane było już starożytnym Rzymianom.

Ciało, ze swojej strony, często uzewnętrznia stan naszej duszy: Jeśli dusza ma się dobrze, ciało wyraża to na przykład, uśmiechem, który pojawia się na twarzy i czyni ją piękną. Kiedy dusza ma się niedobrze, również można odczytać to z twarzy człowieka. Święty Paweł przypomina też z właściwym sobie realizmem, że nasze ciało to nie zabawka, to świątynia!

Oczywiście św. Paweł nie ma złudzeń, że właśnie w naszym ciele najboleśniej możemy doświadczyć grzechu i jego skutków. Sam daje tego świadectwo w tym samym Liście: „Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie” (7, 18). Wewnętrzne rozbicie, brak współbrzmienia wszystkich przestrzeni życia człowieka jest naszym wspólnym dziedzictwem. Kiedy Paweł mówi o „dawaniu swoich ciał na ofiarę Bogu, jako wyraz rozumnej służby Bożej”, to pokazuje drogę do przyjęcia owoców odkupienia. Wiedzie ona nie przez odrzucenie i zanegowanie ciała, czyli tego, co w nas trudne, skomplikowane, zranione i bolesne, ale przez zaakceptowania swojego człowieczeństwa, z jego ciemnymi stronami i oddania się Bogu na wzór Jezusa, który w swoim ciele zjednoczył sprawy Boże ze sprawami ludzkimi. Chrześcijanin to człowiek żyjący darem odkupienia, które ogarnia i przemienia go całego a także całego go integruje.

„Chwałą Boga żyjący człowiek”, mówił św. Ireneusz z Lyonu. Człowiek żyjący, czyli człowiek, który nie jest sztucznym tworem – bez uczuć, bez emocji. Do takiego człowieka przychodzi Bóg. Owszem doświadczeniu wiary nie są obce wątpliwości, ciemności wewnętrzne, przez które przechodzi Jeremiasz, św. Paweł, św. Piotr i które wielu z nas także nie są obce. A jednak również pośród ciemności zawsze Bóg udziela nam swojego światła.

My także lubimy słuchać Ewangelii gdy mówi o radościach, zwycięstwach, nagrodach czekających tych, którzy idą za Chrystusem. Kiedy słyszymy konieczności wzięcia krzyża i cierpieniu, które łączy się z wiarą podobnie jak w Piotrze Apostole rodzi się w nas wewnętrzny opór.

A jednak w życiu duchowym niezrozumienie przez innych, odrzucenie, cierpienie są czasem konieczne, bo dzięki nim dojrzewamy do tego, aby jak Jeremiasz, św. Piotr czy św. Paweł budować nie tyle na własnej sile i doskonałości, ile na Bożej mocy, Jego łasce i miłosierdziu.